Archiwa miesięczne: styczeń 2009
Śmierci nie ma!
— Żebyś ty wiedziała, jak ja się wstydzę swojego postępowania w życiu, jak ciężko mi z tym. Ile bym dał, aby móc cofnąć to, co robiłem.
— Czy nawet za cenę powtórzenia życia?
— Tak, nawet za cenę przeżycia tych wszystkich rzeczy po raz drugi, a nic gorszego już by być nie mogło. Ale tu być czystym, z podniesioną głową móc ludziom patrzeć w oczy. Tu jest życie i tu jest wieczność, a tamto tak bardzo krótko trwało…
Chrystus podzielił się z nami możnością ofiary 4
Człowiek może opaść kompletnie z sił i oddać się we władanie szatana (choć bez fanfar i podpisywania cyrografu); jednak to nie oznacza ostatecznego potępienia – człowiek otoczony miłością i sam tęskniący za miłością w spotkaniu z Bogiem, który jest Miłością, ostatecznie wybierze Miłość.
Chrystus podzielił się z nami możnością ofiary 3
Dalsza część wypowiedzi mamy Anny. Mama Anny mówi tu o okresie, w którym Bartek jeszcze żył, a jedyną osobą, która go nie odrzuciła, była Anna.
Widzisz, Bóg uzupełnia ze swego nieskończonego miłosierdzia głód dobra, jeżeli spotkało to w życiu któreś z Jego dzieci (zawsze z winy innych). Bartek był „zagłodzony” tak, że nie czuł już tego potwornego głodu, potrzeby miłości, dobroci i miłosierdzia. Był „skamieniały”. Ale już taje…
Myślę, że ten tekst nie wymaga komentarza – warto go jednak przeczytać kilka razy. Zwracam jedynie uwagę, że przyjęło się uważać, iż Pan nikogo nie obdarza ciężarami ponad jego siły; myślę, że tu nie ma sprzeczności – Bartek w odpowiednim momencie nie wykonał tego właściwego kroku i opisywany okres, to już konsekwencja tamtego kroku. Ale proszę zauważyć, jak Bóg pokierował jego dalszymi losami, by ten fałszywy krok nie zaważył na wieczności.
Chrystus podzielił się z nami możnością ofiary 2
Dalsza część tej samej wypowiedzi mamy Anny:
Chrystus podzielił się z nami możnością ofiary 1
To mówi matka Anny:
Jeszcze raz powtórzę Ty rozumiesz, że można za kogoś ofiarować życie, ale nie wiesz, że można wszystko — można odrobić, naprawić, odcierpieć, przejąć na siebie to, czego ktoś inny dźwigać już nie miał sił. Czy to nie jest cudowne?
W królestwie miłości
Przypominam, że p tamtej stronie życia gdy ktoś mówi o Chrystusie, mówi po prostu On.
26 V 1968 r. Mówi Matka.
— Cieszymy się bardzo z matką Bartka i jego bratem z waszego szybkiego zżywania się. Ty nie wiesz, dlaczego go tak dobrze rozumiesz, a on tak samo. Pytał nas o to po wczorajszej rozmowie z tobą. A to takie proste: macie razem współpracować, bo tak On sobie życzy. On wam chciał dać to szczęście, ten niezwykły dar, z którego tak mało zdajesz sobie sprawę. On was widział w tej pracy, zanim urodziliście się; znał was i rozumiał oboje. Każde z was uzupełnia cechy drugiego, ale jednocześnie macie dużo cech wspólnych, podobieństwo psychiki, braterstwo jak gdyby — bez niego nic by z waszej współpracy nie wyszło. Bartek dał do niej bardzo duży wkład cierpienia, pragnienia służenia, działania. Ty też, ale inaczej — cierpieniem czekania, odrzucenia, niepotrzebności; wiem to teraz i rozumiem, jak było dla ciebie ciężkie (do tego stopnia, że pomimo półtora roku naszej pracy jeszcze się od niego nie uwolniłaś). Teraz jednak rozumiesz, czym jest ta współpraca i chętnie „przygarniasz” ludzi (z obu światów).
[Wzajemna pomoc; zagrożenie odrzucenia Chrystusa]
Tym razem zaczyna Anna:
— Myślałam o tym, że gdybym cię lepiej rozumiała „w życiu”, może mogłabym więcej ci pomóc.
— Nic by się nie dało zrobić. Wiem teraz, że ci ręce opadały po prostu po rozmowach ze mną. Widzisz, byłem już zbyt zmęczony, wewnętrznie. Nie byłbym zdolny do przyjęcia tego, o czym całe lata marzyłem. Tak, wiem, nie tylko marzyłem, ale piłem, staczałem się coraz niżej. Nie można z rynsztoku iść służyć Polsce. Trzeba wybierać. Ja wybierałem źle, zawsze źle, przez wiele lat. To robi swoje, człowiek jest już niegodny.
— Przestań się ciągle oskarżać.
— Widzisz, to nie jest ekshibicjonizm, to jest prawda. Mówię ci o tym, bo tak jest. Nie proszę cię o „pocieszanie”, bo za swoje winy płaci się samemu i żadne „pociechy” tu nie pomogą; tyś mi dała szansę odrobienia, spłaty długów, a to jest więcej niż wszystkie pociechy razem wzięte.
Wiesz, cieszę się na moment twojego przyjścia — tu. Tak bym chciał cię w nasze życie wprowadzić, widzieć twoje zdumienie i zachwyt.
— Może nigdy do was nie przyjdę?
— Nie myślisz tego poważnie. Jak byśmy mogli dopuścić, żebyś po tym, co dla nas robisz, nie znalazła się z nami? To by musiała być z twojej strony świadoma zła wola, nienawiść, zdrada. Nie wyobrażam sobie tego.
— Mogę robić źle „niechcący”.
— „Podświadomie” i „niechcący” nigdy Boga nie zdradzisz ani Polski — tego trzeba chcieć! Nawet o tym nie myśl, to absurdalne.
— Może nie wykonam tego, co powinnam?
— Też nie. Nikt od ciebie nie żąda więcej, niż możesz zrobić. Przecież wiemy, że masz mało sił, ale wiem, że my ci dopomożemy, że będziesz silniejsza w przyszłości. To atmosfera ogólna tak bardzo wszystkich przytłacza.
O przyrodzie —ja to wszystko „widzę”
25 V 1968 r. Mówi Bartek.
— Zawsze kiedy zechcesz, będę. To jest nie tylko możliwe, ale zupełnie pewne; przecież choć tyle możemy dla ciebie zrobić, żeby być, kiedy ty masz czas na rozmowę.
Pomyślałam, że szkoda, że Bartek nie widzi tego wszystkiego, co ja. Byłam w parku poniemieckiego pałacyku myśliwskiego. Park przechodził w las. Kiedy wzięłam pióro do ręki, Bartek powiedział:
— Słyszę cię. Chciałbym, żebyś wiedziała, że ja to wszystko „widzę”, „czuję” — dlatego nie mogę żałować, że straciłem, bo nic nie straciłem, a tylko zyskałem (nie mówię o najważniejszych sprawach, ale o tym, o co mnie pytałaś). Nie tylko wiem, że jest wiatr, ale odczuwam jego zapach i nasilenie, widzę niebo i chmury na nim, czuję ciepło słońca, widzę nawet tę owcę pod świerkami. Dla mnie też liście są liśćmi, a drzewa drzewami. To są resztki szpaleru, prawda? Powiem ci, co to za drzewa — chyba graby, prawda? Wiesz, tego, czego „w życiu” nie wiedziałem, i tu nie wiem, ale mogę zawsze dowiedzieć się (chodzi o nazwę przyrodniczą), ale myślę, że to są jednak graby. Jestem tu z tobą, boś mnie zapraszała, a i bez tego też byłbym, ale nie narzucając ci się.
Wiesz, nie jest łatwo zdefiniować, jak albo czym „odczuwamy” czy „widzimy”. Nie zmysłami cielesnymi, bo ciało moje w tej chwili rozkłada się na Cmentarzu Wojskowym (Bartek został tam pochowany jako Kawaler Krzyża Virtuti Militari).
— Cieszę się, że tam leżysz.
— Zawsze marzyłem, aby tam „leżeć”, ale to się nie da.
— Jak to?
— Tam nikt nie „leży” — tylko „ubrania”, powłoki, taki „zbiór pamiątek” po nas. Przychodzimy tam spotkać się z wami (kiedy przychodzicie „na groby”), ale o wiele przyjemniej jest na przykład tu. Jeżeli chcesz, to dowiem się dokładnie i wtedy ci podam. Mogę tylko od siebie dodać, że tu się widzi i odczuwa szerzej, więcej, wyraźniej jak gdyby rozróżniając każdą rzecz (obiekt). Więcej jest radości odbierania.
Tutaj widzi się wszystko prawdziwie
I znowu Bartek:
— Tu zło jest złem, a dobro — dobrem; czuje się to, rozumie, wie natychmiast, bez sprawdzania, bez wątpliwości. Od początku, tutaj „widzi” się wszystko inaczej — prawdziwie. Tego nie trzeba się uczyć. W jednym momencie otwierają się jak gdyby oczy, zaczyna się widzieć prawdziwy obraz rzeczy, takich jakimi są w istocie. A także ludzi. I siebie — to jest straszne. Tak jak na biel nie możesz powiedzieć „czerń” i uwierzyć w to, tak i o sobie wiesz prawdę, i to całą. To, co wymykało się twojej uwadze, co wydawało się mało ważne, błahe, wszystkie „głupie” sztuczki, żeby zamydlić sumienie, usprawiedliwić się i wytłumaczyć, wszystkie „uniki” w życiu, każde zdarzenie, nawet najdrobniejsze, o ile zaważyło na twoim dalszym postępowaniu w sposób pozytywny lub nie — widzisz tu bardzo wyraziście i rozumiesz jego konsekwencje.
O sposobie myślenia i widzenia
Rozmowa Bartka z Anną – zaczyna Bartek:
— Pytasz, czy się identyfikuję wciąż z tymi epitetami? No, jestem nadal Bartkiem — kim mam być? —jestem nim. Mam ten sam charakter, sposób rozumowania, myślenia, pamiętam wszystko (i to o wiele lepiej, możesz mi wierzyć), no po prostu nic się nagle nie zmieniło, bo nie mogło. Czy cię to zraża?
— Nie, Bartku, ale trudno mi wyobrazić sobie twój obraz teraz.
— Czy mam się opisać? My się tu widzimy wzajemnie. Poznasz mnie od razu. Jestem sobą, tylko takim w najlepszej formie, tak jakbym się umył, uczesał, specjalnie czysto ubrał, był trzeźwy, zdrowy, wypoczęty. Tyś nigdy nie widziała mnie szczęśliwego — musisz sobie wyobrazić, ale z tym wszystkim, to jestem ja.
Tu się zmienia sposób widzenia i pojmowania. Nie patrzy się tylko oczyma — widzi się sobą; widzi, wyczuwa i rozumie — razem. Jeżeli jestem przy tobie, tak jak w tej chwili, to „widzę cię”, wyczuwam twój nastrój, stan psychiczny, słyszę twoje myśli do mnie, a także czuję twoje zmęczenie, ale i spokój, to, że nie wątpisz teraz w moją obecność, że jesteś „nastawiona” życzliwie, że „rozmawiasz” ze mną swobodnie, bez napięcia, zdenerwowania czy podejrzliwości. „Widzę”, że mnie rozumiesz…
Chcę ci też powiedzieć, że to, w co jesteś ubrana i jak jesteś uczesana, jest tak nieistotne, że nie widzę tego wyraźnie, ale za to czytam to, co piszę twoją ręką, a właściwie słuszniej będzie określić to jako „co piszemy razem”. Trudno mi określić porę dnia, ale wnioskując z zapalonej lampy, jest wieczór.