Archiwa miesięczne: marzec 2018
Egoizm to odmówienie bliźniemu miłości (2)
Wszystko, co zamieściłem w pierwszej części notki, dotyczyło tego, co się działo za życia. Z tym wszystkim trzeba się jednak rozliczyć już po tamtej stronie życia:
Powrót następuje dopiero tu, w pełni świadomości. To jak operacja bez narkozy robiona przez nas na sobie — im okrutniejsza, tym szybsza dla nas. To są „cięcia” w prawdzie, bez tłumaczenia się i usprawiedliwień, z pełnym zrozumieniem winy i głębokim żalem za ograniczanie działania miłości wokół nas, ograniczanie działania Boga w nas i przez nas, a powiększanie sumy krzywd, cierpień i bólu na ziemi. Czytaj dalej
Egoizm to odmówienie bliźniemu miłości
19 III 1977 r. Mówi Matka.
— Joanna potrzebuje modlitwy. Cierpi bardzo nad swoim życiem, nad brakiem w nim miłości. Ona potrzebuje słów dobroci i przebaczenia, a widzi, ile razy je dajesz, a potem wraca znowu żal, bo wracają skutki jej postępowania.
Widzisz, oczyszczenie następuje poprzez zrozumienie — w sobie — cierpień zadanych innym; czuje się to, co czuli inni, przez nas skrzywdzeni. Pytasz o obojętność, egoizm, który na ogół nie krzywdzi, bo w ogóle nie interesuje się innymi. To nie jest tak. Tu się widzi, ile razy Bóg nas stawiał wobec innych dla dania im pomocy i ile razy myśmy jej odmówili. Każdy akt egoizmu jest odmówieniem bliźniemu miłości, a co za tym idzie — potrzebnej mu pomocy, każdy potęguje nasze skamienienie, niezdolność do czynienia dobra, czyli oddala nas od Boga. Każdym takim aktem rzucamy sobie sami dalszą kłodę pod nogi i wreszcie okazuje się, że już nie możemy z braku sił duchowych i czasu powrócić tą zniszczoną przez nas samych drogą do miłości bliźniego, a więc i Boga (bo nie może być miłości Boga bez miłości do ludzi). Czytaj dalej
Ciężar czyśćca
10 I 1976 r.
— To jest właśnie ciężar czyśćca — świadomość win i obserwowanie skutków wlokących się latami, za które my jesteśmy odpowiedzialni. Na nas wszystkich to ciąży. Jedynie twój ojciec jest zupełnie wolny — nikt nie ma do niego żalu, nikt go nie wini.
To nie znaczy że nie jesteśmy szczęśliwi, ale jesteśmy świadomi swoich win, które On nam odpuścił, ale które na ziemi wciąż „owocują”, jeśli tak można określić straszne skutki naszej głupoty, lenistwa i zaniedbań.
28 II 1976 r. Mówi Bartek.
— Co do twojej ciotki Joanny mogę powiedzieć, że się zmienia, bo widzi nasz świat, a więc nie może przyjmować nic wedle swoich wyobrażeń, a tylko to, co jest, a to wymaga „odniesienia się”, zwrócenia się frontem do prawdy, uznania jej. W zależności od stopnia zafałszowania wyobrażeń (była katoliczką z nazwy, niepraktykującą; wierzyła w reinkarnację itp.) jest to proste lub żmudne i skomplikowane — najtrudniejsze dla tych, którzy nie uznają nic poza granicą życia ziemskiego. Trudno jest powiedzieć sobie, że było się głupcem, nie widziało oczywistości i zmarnowało możliwości, często całego życia. Przyznanie się do porażki wymaga ofiary z wysokiego mniemania o sobie, czyli z miłości własnej. Bywa i tak, że przekracza to możliwości przeżartej pychą (jak rdzą) istoty ludzkiej, i w takim przypadku pozostaje ona na zawsze w kręgu kłamstwa, którym się otoczyła jak kokonem. Trwa wewnętrznie martwa, bo nieruchoma, niezdolna do rozwoju.
Ale z twoją ciotką nie jest tak źle. Ona była głodna wiedzy i to ją ratuje przed takim „zamurowaniem się” w pysze. Cierpi jej miłość własna, ale i odpada powoli, jak skorupa, i odkrywa się w niej to, co prawdziwe, wartościowe. To jest jak zmiana skóry węża — wymaga odpowiednich starań i nie staje się nagle, a powoli, ale to kuracja uzdrawiająca.
Wiadomo, że decydująca jest miłość do wszystkich, z którymi Pan nas styka – to oczywiste! Ale zwróćmy uwagę na to zdanie: Ona była głodna wiedzy i to ją ratuje przed takim „zamurowaniem się” w pysze. Innymi słowy otwartość okazuje się decydująca – a więc nade wszystko otwartość na innych ludzi, ale także otwartość na wiedzę. Ona także broni nas przed zatraceniem.
Intencje
Pani Joanna tyle tu otrzymała nie zasłużonego szczęścia, że sama jest tylko wdzięcznością.
— Nigdy nie wspominała nawet słowa „dziękuję”.
— Właśnie dlatego, że tak wszystko liczyła i uważała, że albo coś kupuje, albo coś jej się należy, a zobaczyła, że wszystko otrzymała niezasłużenie, podczas gdy sama nic nikomu dawać nie chciała. Mówię o dawaniu prawdziwym, bezinteresownym, a nie wymianie „handlowej” opłacanej nawet pochwałą czy zachwytami nad nią. Tu, widzisz, zna się swoje najtajniejsze intencje aż do dna. I inni je znają. W świecie duchowym, u nas, nie ma utajeń ani ukrywania zamiarów czy intencji. Myśli są „głośniejsze” niż słowa, a brudne po prostu budzą odrazę, „cuchną” (mówię w przenośni, oczywiście). Czytaj dalej
O świętości – odpust zupełny
Wracam do pani Joanny. Ofiarowałaś odpust zupełny w jej intencji, aby jej ulżyć i pomóc, więc teraz nie myśl o niej nic przykrego, staraj się zapomnieć. Jeżeli pomyślisz coś przykrego, to mów, że przebaczasz, że wiesz, jak ją to boli — ponieważ tak jest. Ona boleje niezmiernie nad sobą. Widzisz, odpust zupełny to wielka pomoc od was dla cierpiących ludzi, którzy już nic odmienić nie mogą. To jest wasz akt darowania win, zapomnienia i prośby o miłosierdzie. Za tą osobą wstawiasz się u Boga, a im więcej sama doświadczyłaś przykrości, tym twoja prośba łaskawiej jest słuchana, ale dbaj, aby była ona pełna, rzeczywiście braterska. Proszę cię o to.
Najważniejsze zdanie: To jest wasz akt darowania win, zapomnienia i prośby o miłosierdzie. A więc tu nie chodzi o jakieś magiczne działanie – chodzi o to, by ci, którzy przebywają w czyśćcu odczuli, że ci, którym zawinili, zdążyli im przebaczyć.