„Nagość duchowa”
I znowu wypowiedź Bartka:
— Wiesz, co to jest „nagość duchowa”? Tak, przechodzimy tam. Wszystko, co na ziemi udawało nam się „zamazać”, zapić, przesłonić — tu staje w całej prawdzie. Nie ma możności zakłamania się, wykręcenia i nie chce się tego. Ale jeżeli ogląda cię w takim stanie Ktoś, kto za ciebie zapłacił własnym życiem, obdarował, pomagał i chronił, kto ci wreszcie wszystko wybaczył i wyratował w ostatniej chwili od zagłady kto cię tak kocha, jak On nas — to jest tak straszliwy wstyd, poczucie nieodwracalności czynów, słów i myśli. Nie ma innego marzenia, jak tylko: „Żebym mógł teraz wrócić, mieć szansę odrobienia, naprawienia…”, i wie się, że to jest już niemożliwe. To tak, jak wkroczenie do sali tronowej Władcy świata w obecności całego dworu w brudnych, cuchnących szmatach — ukryć się tego nie da (przy czym wszyscy wiemy, że dobrowolnie się te szmaty nałożyło — Oni wszyscy i ja sam). Tego się nie zapomina. Można się potem „myć” i „czyścić” (robię to teraz), ale pamięć takiego wejścia pozostaje.
Tak, gdyby On sam nie skrócił mi życia, wszedłbym jeszcze gorzej albo na zawsze drzwi byłyby przede mną zamknięte.
Oczywiście ten tekst przytoczyłem nade wszystko ze względu na te główne myśli w nim zawarte. Ale przy okazji zwrócę uwagę jeszcze na to ostatnie zdanie – proszę pamiętajcie o tym, że to Pan zachował sobie prawo decydowania o naszym życiu, zarówno o naszym poczęciu, jak i o momencie przejścia na tamtą stronę. Tu widzimy dlaczego – tylko On wie, kiedy jest to ten najlepszy moment. Bartek wracał do Warszawy z postanowieniem popełnienia samobójstwa, ale szczęśliwie dla Bartka Pan mu na to nie pozwolił, choć w tym wypadku te momenty niemal się pokrywały.