To nie Bóg odrzuca…
W dalszym ciągu mówi Bartek:
— Dlatego nigdy nikt, kto w sobie miał choć iskrę miłości do czegokolwiek poza sobą samym, nie został „odrzucony”, a raczej „nie uratowany”, bo to nie On odrzuca, a od Niego odrzuca nas nasz egoizm, pycha czy nienawiść. Ale sama rozumiesz, że dlatego właśnie jest mnóstwo ludzi właściwie niegodnych bycia tu, ludzi takich jak ja, którzy nie zasługują na taką miłość i przebaczenie, bo nie chcieli o nich słyszeć ani ich przyjąć „za życia”.
Ja siebie znam. Wiem, że zostałem cudem uratowany, ale rozumiem to i nie mam innych pobudek jak odwdzięczenie się, udowodnienie, że jestem zdolny do miłości, że pojmuję Jego miłość do siebie i pragnę być jej godnym. Dlatego też dano mi możność wykazania się.
— Przez pomaganie mi? Chyba bardzo trudną dla ciebie?
— Nie trudną, przeciwnie, najłatwiejszą i najpiękniejszą dla mnie. (Bo chodzi tu o pomoc ludziom.)
Od zawsze mówiłem, że to nie Bóg nas odrzuca, że ten sąd po śmierci sami wydajemy na siebie. Jedyne nasze zagrożenie polega na tym, że Go nie wybierzemy. Tu jest dokładnie ta sama myśl.