„Ogród”
Widzisz, nasza Ojczyzna jest — tu, ale na ziemi jest jej gleba, podłoże. Tak jak gdybyś postawiła poziomą granicę, powiedzmy — taflę z matowego szkła o kilka metrów czy centymetrów nad ziemią: z poziomu ziemi widać kiełki i młode rośliny, które rosną w górę ku słońcu, bo nic nie może rosnąć inaczej, ale słońca nie widać, bo ta niewidzialna tafla zasłania je, można tylko odczuwać ciepło, energię, światło i rozumieć, że one skądś płynąć muszą. I widzi się też, że niektóre rośliny dorastają do tej niewidzialnej granicy i dalej giną z oczu; widzisz łodygi, liście, może dolne gałęzie, u tych najwyższych może tylko kawałek pnia, znasz korzenie, które możesz obnażyć, ale co dalej wyrasta, nie wiadomo. Widzi się te małe, niedorosłe, skarlałe, chore lub obumarłe rośliny — w całości; martwe przytłaczają żywe leżąc na nich całym ciężarem — te widzisz, ale co z tymi, które wyrosły wysoko? Nie wiesz, czy i jakie wydały kwiaty, owoce, jaki jest ich prawdziwy kształt i barwa… Nie wiesz, bo one rosną dla tego, który je zasiał, ogrzewał i żywił, dla ich słońca. A słońcem dusz jest Bóg, i On sam, żywy i obecny w pełni swej wielkości i blasku, cieszy się swoim ogrodem, „przechadza się” pośród nas. On ocenia owoce, którymi każda „roślina ludzka” owocuje w Jego klimacie, każda wedle Jego zamierzenia, ale sama z siebie pragnąca róść i sobą Go wysławiać za szczęście istnienia, za możność takiego właśnie dobrowolnego rośnięcia, za radość przekroczenia granicy i prawo do życia w Jego ogrodzie, pod Jego ręką, w Jego bliskości…
Oj, te porównania. Ale wiem, że zrozumiałaś, o co mi chodzi. Kto kim jest naprawdę, widzi się — tu. Ale żeby już tak wytrwać w porównaniach: grunt dla nowych pokoleń użyźniają poprzednie. Im któreś większe i zdrowsze, tym więcej pożytku przyniesie. Jadwiśka jest jak piękne i potężne drzewo. Darzy nieugiętością, męstwem, cierpliwością i pokorą, i to nie tylko tych, którzy ją znali, ale całą ziemię „polskiej działki”, na której wyrosła. Tu dopiero widzi się, kim kto był naprawdę.
— Przecież ciocia nie była „doskonała”?
Kto kim jest naprawdę, widzi się — tu. Tymczasem ja codziennie jestem atakowany takimi słowami, jak np. dziś: mój spowiednik potwierdził to, że się pogubiłeś, ale ja będę cię powierzać Panu, żebyś wrócił na właściwą drogę. To ciekawe w oparciu o co ten spowiednik, który mnie nie zna, który nic o mnie nie wie, mógł tak jednoznacznie stwierdzić, że ja zszedłem z tej drogi, jaką wyznaczył mi Pan? Kto kim jest naprawdę, widzi się — tu.
To właśnie z powodu tego zdania, które tu co chwilę powtarzam, relacje z Bogiem zawsze mają charakter osobowy – to Bóg mi mówi, kim ja jestem. Nade wszystko mówi moim głosem sumienia, mówi poprzez wydarzenia, bym sam zobaczył, kim naprawdę jestem… Mówi też poprzez spowiednika – ale tylko wtedy, gdy mnie o tym uprzedził! (i to mojego spowiednika, a nie spowiednika innej osoby).
Gdy ktoś mi mówi Pan nie będzie do ciebie mówił, a w innej wypowiedzi Teraz będziesz wiedział tylko to, o co Pan poprosi mnie, by ci przekazać, to jest to zwykła ściema – bo relacja z Bogiem jest relacją osobową. Rolą każdego z nas jest to, by przyprowadzać innych do Chrystusa. Ale do Niego – a nie po to, by Go zastąpić. Tego się po prostu nie da. Mam nadzieję, że tę osobę rzeczywiście do Niego doprowadziłem, ale skoro teraz ona chce zająć Jego miejsce, to ja muszę zniknąć – bo przyprowadzę ją do zguby.