OJCIEC MARTWI SIĘ CÓRKĄ
28 V 1979 r. Mówi ojciec Ludwik.
— Ponieważ idzie do ciebie koleżanka, przekaż jej, że jej zmarły mąż (którego dobrze znałam) jest przy niej stale. Ma prawo do opieki nad nią i nad rodziną, ale martwi się córką, ponieważ nie może do niej dotrzeć; ona go nie słucha.
Prosi, abyś powtórzyła, iż pragnąłby chociaż tego, by wiedziała, że jest przy niej i aby stawiała sobie pytanie: „czy chciałaby, by ojciec był obecny?” lub „czy ojciec to pochwala?” Może wtedy uda mu się zbliżyć do niej bardziej.
Córka nic nie chciała przyjąć. Żyje w głębokiej niechęci, bliskiej nienawiści, wobec mnóstwa osób, w tym swojej matki i mnie. Szkoda, że nic nie mogę jej pomóc, bo to moja chrzestna córka i ja wywalczyłam jej życie, a teraz widzę, jak je marnuje w pełni samozadowolenia.
I znowu ten sam problem, co w poprzedniej notce – ojciec, będąc już tam, nadal troszczy się o swoją rodzinę – dokładnie tak, jak wtedy, gdy był jeszcze tu na ziemi. Dociera do żony – ta go przyjmuje, ale do córki nie może dotrzeć – ona go nie słucha, bo nie chce słuchać. Zagrożeniem dla nas może być samozadowolenie…