Służba Bogu nie może być połowiczna lub byle jaka
10 V 1982 r. Mówi ojciec Ludwik.
…
Smutno jest widzieć, jak ograniczacie się z lęku przed nieznanym. Zostając przy tym, co już znane i uznane, ograniczacie moc działania Pana i zubożacie się, a przez to umniejszacie bogactwo i rozmach rozwoju całego ludu Bożego. Tak jest, niestety, przy czym lęk przed „nowym”, a w rzeczywistości przed życiem w pełni chrześcijańskim, owocnym, radosnym, ale zobowiązującym do wzmożonego wysiłku, istotnie służebnym, wciąż rosnącym ku Bogu — ów lęk osłaniacie wiernością tradycji, ascezą (unikanie sensacji i „ekscesów”), przywiązaniem do reguły itp.
Zależnie od sumienia zawsze wytłumaczenie się znajdzie, ale prawdą jest kryjąca się, nie tylko w laikacie, oziębłość, brak miłości prawdziwej, a więc rosnącej, poszukującej zbliżenia z Bogiem przez wszystkie dostępne środki i drogi.
Drugą bolesną przyczyną jest brak ufności. Nie możecie zawierzyć Panu na tyle, aby przypuścić, że On ufającego nie zawiedzie, że On żyje w was, czuwa i strzeże przed zbłądzeniem, że On daje dobre dary dzieciom swoim.
…
Służba Bogu nie może być połowiczna lub byle jaka i wymaga pełnego poświęcenia się, jeśli ma być owocna, lecz nie jest wtedy smutna, żałosna, nieszczęśliwa, a przebiega w pełni szczęścia, radości, przyjaźni z Bogiem i z Jego wyraźnym działaniem.
W pewnym momencie postawiłem wszystko na jedną kartę – tylko w ten sposób mogły powstać Listy… Wyszedłem poza to, co znane i uznane… Czy jednak do końca zaufałem?
Skoro moja służba nie jest owocna, skoro jest smutna, żałosna i nieszczęśliwa (co szczególnie widać w rodzinie), skoro nie umiem już niczego przekazać, to oznacza, że zabrakło mi tego zaufania…
…
Smutno jest widzieć, jak ograniczacie się z lęku przed nieznanym. Zostając przy tym, co już znane i uznane, ograniczacie moc działania Pana i zubożacie się, a przez to umniejszacie bogactwo i rozmach rozwoju całego ludu Bożego. Tak jest, niestety, przy czym lęk przed „nowym”, a w rzeczywistości przed życiem w pełni chrześcijańskim, owocnym, radosnym, ale zobowiązującym do wzmożonego wysiłku, istotnie służebnym, wciąż rosnącym ku Bogu — ów lęk osłaniacie wiernością tradycji, ascezą (unikanie sensacji i „ekscesów”), przywiązaniem do reguły itp.
Zależnie od sumienia zawsze wytłumaczenie się znajdzie, ale prawdą jest kryjąca się, nie tylko w laikacie, oziębłość, brak miłości prawdziwej, a więc rosnącej, poszukującej zbliżenia z Bogiem przez wszystkie dostępne środki i drogi.
Drugą bolesną przyczyną jest brak ufności. Nie możecie zawierzyć Panu na tyle, aby przypuścić, że On ufającego nie zawiedzie, że On żyje w was, czuwa i strzeże przed zbłądzeniem, że On daje dobre dary dzieciom swoim.
…
Służba Bogu nie może być połowiczna lub byle jaka i wymaga pełnego poświęcenia się, jeśli ma być owocna, lecz nie jest wtedy smutna, żałosna, nieszczęśliwa, a przebiega w pełni szczęścia, radości, przyjaźni z Bogiem i z Jego wyraźnym działaniem.
W pewnym momencie postawiłem wszystko na jedną kartę – tylko w ten sposób mogły powstać Listy… Wyszedłem poza to, co znane i uznane… Czy jednak do końca zaufałem?
Skoro moja służba nie jest owocna, skoro jest smutna, żałosna i nieszczęśliwa (co szczególnie widać w rodzinie), skoro nie umiem już niczego przekazać, to oznacza, że zabrakło mi tego zaufania…