Archiwa dzienne: 10 stycznia 2009
[Wzajemna pomoc; zagrożenie odrzucenia Chrystusa]
Tym razem zaczyna Anna:
— Myślałam o tym, że gdybym cię lepiej rozumiała „w życiu”, może mogłabym więcej ci pomóc.
— Nic by się nie dało zrobić. Wiem teraz, że ci ręce opadały po prostu po rozmowach ze mną. Widzisz, byłem już zbyt zmęczony, wewnętrznie. Nie byłbym zdolny do przyjęcia tego, o czym całe lata marzyłem. Tak, wiem, nie tylko marzyłem, ale piłem, staczałem się coraz niżej. Nie można z rynsztoku iść służyć Polsce. Trzeba wybierać. Ja wybierałem źle, zawsze źle, przez wiele lat. To robi swoje, człowiek jest już niegodny.
— Przestań się ciągle oskarżać.
— Widzisz, to nie jest ekshibicjonizm, to jest prawda. Mówię ci o tym, bo tak jest. Nie proszę cię o „pocieszanie”, bo za swoje winy płaci się samemu i żadne „pociechy” tu nie pomogą; tyś mi dała szansę odrobienia, spłaty długów, a to jest więcej niż wszystkie pociechy razem wzięte.
Wiesz, cieszę się na moment twojego przyjścia — tu. Tak bym chciał cię w nasze życie wprowadzić, widzieć twoje zdumienie i zachwyt.
— Może nigdy do was nie przyjdę?
— Nie myślisz tego poważnie. Jak byśmy mogli dopuścić, żebyś po tym, co dla nas robisz, nie znalazła się z nami? To by musiała być z twojej strony świadoma zła wola, nienawiść, zdrada. Nie wyobrażam sobie tego.
— Mogę robić źle „niechcący”.
— „Podświadomie” i „niechcący” nigdy Boga nie zdradzisz ani Polski — tego trzeba chcieć! Nawet o tym nie myśl, to absurdalne.
— Może nie wykonam tego, co powinnam?
— Też nie. Nikt od ciebie nie żąda więcej, niż możesz zrobić. Przecież wiemy, że masz mało sił, ale wiem, że my ci dopomożemy, że będziesz silniejsza w przyszłości. To atmosfera ogólna tak bardzo wszystkich przytłacza.