Świadkowie Bożego Miłosierdzia

Świadectwo Anny Dąmbskiej

Licznik
maj 2024
P W Ś C P S N
 12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  
  • DEON
  • Listy o miłości - PS
- Leszek
Amar Pelos Dois

W tym roku w konkursie piosenki Eurowizji piosenką, która wygrała ten konkurs, była piosenka Luisy Sobral zatytułowana "Amar Pelos Dois", a którą wykonywał jej brat Salvador. Jest to przepiękna piosenka z bardzo ładnym tekstem o miłości. Starałem się możliwie wiernie zachować ten tekst tak, by moja wersja ani na jotę nie zmieniała treści oryginału. I mam nadzieję, że to mi się udało. Ba, nawet dopisywałem własne nuty, byle wyśpiewać ten tekst. Sam nie mam tak wysokiego głosu, jak Salvador Sobral, więc pod tym względem moja wersja może się wydawać absolutnie różna - tu oryginału nawet nie starałem się naśladować. Ale [...]

- Leszek
Jakich słów boi się Maria Kołodziejczyk?

Maria Kołodziejczyk na swoim blogu zamieściła sympatyczny reportaż od oo kamedułów z krakowskich Bielan. Przyznam jednak, że zadziwiły mnie pewne komentarze: Maria Kołodziejczyk5 maja 2017 09:55 Droga Olimpio znasz przecież moje zdanie jeśli chodzi o sprawy teologiczne.Zgadzam się z Tobą w 100%. Nie chciałam jednak w tym poście zamieszczać kwestii dogmatycznych i rozwijać tematu życia klasztornego. Myślę, że jest dość szerokie pojęcie i warto o nim wspomnieć w odrębnym poście.Tak jak napisałaś - człowiek nie jest przecież machiną, która np. je na zawołanie, modli się na zawołanie itp.Prawdziwe chrześcijaństwo nie powinno polegać na wykluczaniu się z życia społecznego, lecz powinno [...]

o. Ludwik

O miłosierdziu Bożym dla skrzywdzonych (1)

12 IX 1972 r. Mówi ojciec Ludwik.

— Będziemy mówili o miłosierdziu. Akt uzdrowienia jest oczywiście czynem miłosierdzia, ale Chrystus wiedział, komu może je świadczyć. Dla wielu ludzi cierpienie jest jedyną możliwością stania się lepszym, ponieważ ból czy kalectwo ogranicza ich możliwości błądzenia lub wyrządzania zła. Dla innych jest szansą wyrobienia w sobie hartu, woli, opanowania, a także zyskania dystansu w stosunku do wielu błahych spraw życia codziennego, w których utonęliby, podczas gdy przez kalectwo np. uzyskują więcej czasu na refleksję, na zastanowienie się nad sobą, no i zdobywają się na pogodę, pogodzenie się z losem, a w ogóle mogą zyskać nieskończenie wiele. Tak samo przezwyciężanie bólu czy kalectwa uczy zwyciężać. Jest to forma walki z materią, tak jak dla innych ludzi jest nią leczenie chorób, walka z głodem, pokonywanie przeszkód natury duchowej. Jeżeli Bóg daje człowiekowi taką drogę dojrzewania — bo tak to można określić — jest to na pewno ta droga, na której dany człowiek osiągnie największe rezultaty, oczywiście jeżeli ją wykorzysta.
Nie powinniśmy się bronić przed cierpieniem – przed rozpaczą, tak, ale nie przed cierpieniem. On nie zadaje nam cierpienia, ale dopuszcza je, gdy z tego cierpienia można wyciągnąć jeszcze większe dobro. 
Gdy więc spotka nas cierpienie, pytajmy Pana czemu ono służy.

Na ziemi opowiadamy się za prawami Bożymi lub przeciw nim

14 II 1973 r. Mówi ojciec Ludwik.
— Mówiłem ci w innych rozmowach o tym, że pojmowanie naszego życia po śmierci ziemskiej jako stagnacji to absolutny błąd. Stagnacja to bezruch, śmierć. „Jam jest Bogiem żyjących, a nie umarłych” — i to ci mówiłem, a teraz powtarzam raz jeszcze w powiązaniu z dzisiejszym tematem. To, co rozumiemy źle jako brak możności zasługi, a więc w takim razie brak działania, polega na niezdolności do wyobrażenia sobie siebie w innych stosunkach jak ludzkie.
Tu, na ziemi istnieje wybór ogólnie mówiąc za prawami Bożymi lub przeciw nim. Wybierając służbę Bogu nie tyle nagradzamy się czy „zasługujemy”, ile wykazujemy zdolność do zrozumienia prawdziwego celu i sensu naszego świadomego życia — czyli uzdalniamy się do życia w Jego królestwie. Rozwijając w sobie miłość poprzez czyny służby wobec naszych bliźnich i otaczającej nas biosfery — stajemy się dojrzali, „wyrastają” nam odpowiednie dla życia z Nim „narządy duchowe”. Instynkt społeczny każący nam darzyć, dzielić się, rozumieć, współczuć, pomagać, ratować, a nawet ofiarowywać się za to, co takiej ofiary potrzebuje — staje się w nas powoli głównym motywem działania. Przestajemy zagarniać ku sobie, a zaczynamy służyć coraz pełniej. Odwracamy się od własnego „ja”, gdyż ponad nie zaczynamy stawiać dobro wspólne i w miarę naszego wzrastania wewnętrznego tylko ono staje się dla nas ważne.
W ten sposób rozwijamy w nas miłość i stajemy się współpracownikami Chrystusa na ziemi świadomymi swojej roli — powiększania miłości pomiędzy ludźmi. Wtedy wybór nasz zostaje utrwalony na zawsze, ponieważ czyniony w materii i w czasie nie może przebiegać dalej tam, gdzie czas i materia nie istnieją. Wchodzimy w nowe życie, w życie bytów duchowych, z wyborem uczynionym, a intensywność naszych „życiowych” wysiłków określa „rozmiar” naszego szczęścia. Im bliżej byliśmy prawdy, im więcej żyliśmy miłością, tym więcej szczęścia może nam dać Chrystus. Gdyż szczęście wieczne to nieustająca wymiana miłości pomiędzy Nim a nami, włączonymi w niezmierzoną wspólnotę miłujących się ludzi — ludzi w określeniu prawidłowym, na wieczność, a nie tylko w okresie czasowego wyboru.
Wybór już nie istnieje, więc nie może być „zasługiwania się”. Odpada nadzieja i wiara, bowiem wiemy i przyjmujemy w prawdzie (byt duchowy nie może sobie kłamać, ponieważ jasno pojmuje). Pozostaje miłość, obejmując wszystkie nasze władze duchowe. A miłość to energia, która działa na zewnątrz, udziela się, darzy, dąży do zapełnienia tego, co jeszcze nie nasycone nią. Miłość jest jedna — Jego, w której żyjemy wszyscy i którą podzielamy. Jeżeli Bóg was kocha — w co nie wątpisz chyba — to jak my moglibyśmy was nie kochać, was, naszych najdroższych, walczących, cierpiących braci? Współpracujemy z Chrystusem Panem w Jego planach dla ludzkości, a cień takiej możliwości współpracy to te nasze „rozmowy”. Możliwości są bezgraniczne, jak Jego miłość do nas, ale zależne od waszych sił, zrozumienia i szczerości intencji.

Syn królewski nie „zasługuje się” Ojcu — on Go kocha (2)

Bojowaniem jest żywot człowieczy na ziemi”, walką piękną i pełną chwały, gdyż każdy z nas, ludzi, walczy nieustannie o swoje człowieczeństwo, o to, co w nas złożył Bóg. Trzeba to w ludziach zobaczyć i ocenić, bo nie wiesz, czy droga ludzka nie prowadzi poprzez upadki, tak innych, jak i twoje. Dlatego potrzebna jest tak bardzo wyrozumiałość, cierpliwość i zachęta, a nie odraza. W każdym człowieku cierpi jego człowieczeństwo tym bardziej, im bardziej jest stłamszone i poniżane. Ale wracając do twego pytania.
Terenem wyboru jest ziemia. W królestwie Bożym nie ma „ciemności”, nie ma więc wątpliwości i możliwości pomyłek. Istnieje się w prawdzie, ale nikt już nie „wybiera” i przeciwności nie pokonuje, bo duch ludzki w Prawdzie będąc, opowiada się za nią stale (nie ulega już złudzeniom). Dlatego właśnie istnienie w Bogu jest szczęściem, że niepewność, trud i niepokoje pozostały za nami, a jest prawda, odwieczne pragnienie ludzkiego umysłu, i jest Miłość wypełniająca stęsknioną próżnię ludzkich serc — prawda, że Bóg jest miłością!
Bóg stworzył ludzkość i wskazał jej drogę, dał jej teren i warunki takie, jakie uznał za najodpowiedniejsze, a ponadto podarował nam wolną wolę, abyśmy sami mogli wybierać. To jest ten największy, najwspanialszy dar! Jeżeli możność samokreacji od embriona ludzkiego do człowieka dojrzałego, znającego samego siebie, świadomie uznającego Ojca i swoje synostwo mamy nazwać „zasługą”, można przy tym pozostać. Ale też na tym próba się kończy. Kiedy syn zawoła „Ojcze!”, Ojciec przyznaje się do syna. A w królestwie Ojca syn jest dziedzicem.

Syn królewski nie „zasługuje się” Ojcu — on Go kocha i uczestniczy w planach i działaniu Ojca w miarę swoich sił. W domu Ojca jest pełnia aktywnej miłości obejmującej to, co dany człowiek objąć może, ale nie ma już „zasług”. Czy to rozumiecie?

Syn królewski nie „zasługuje się” Ojcu — on Go kocha

8 II 1972 r. Mówi ojciec Ludwik nawiązując do swoich wyjaśnień, których udzielał mi jeszcze „za życia”.
— Widzisz, „zasługą” można określić dobry wybór tylko tam, gdzie są możliwości wyboru złego; pełnienie dobra wtedy, gdy można było czynić zło. Wydaje ci się to bardzo prymitywne, ale pomyśl o sobie. Gdy zło i dobro są bardzo dobrze „oświetlone” i widoczne w swojej właściwej postaci, nie może być pomyłki. Jednak na ziemi przeważnie zło przyjmujemy za dobro — w każdym razie dobro dla ciała; a iluż ludzi przestało utożsamiać się z ciałem?
Życie jest sumą naszych codziennych wyborów. Może też być w ostatnim momencie życia takie zrozumienie, które przekreśla dotychczasowe złe wybory, ale widzisz, niezręcznie jest określać jako „zasługę” wybór właściwy. Tak może rozumować małe dziecko, robiąc pierwsze kroki od ojca do matki i oczekując pochwały. A przecież czyni to dla siebie, nie dla rodziców, chociaż ci okazują radość i chwalą maleństwo.
Człowiek w trakcie dorastania wewnętrznego coraz lepiej rozumie, że nie tyle „zasługuje się”, ile „opowiada za dobrem” w miarę rozpoznawania go w otaczającym świecie. Gdy staje się mężem, rozumie, że nie on stworzył świat i nie on jest jego właścicielem, ale też poznaje obecne jego piękno i potencjalne możliwości dalszego tworzenia poprzez swój własny wkład. I wówczas staje się „robotnikiem winnicy Pańskiej” na służbie swojego kierunku miłości; gdyż cokolwiek w świecie pokocha nie dla siebie, w tym żyje Bóg. Gdy traci swoją „dziecięcą” wolność i „kto inny go przepasze i pójdzie, gdzie by nie chciał”, kiedy był dzieckiem, bo na trud, na pracę, tak często niewdzięczną, na prześladowania i śmierć, gdy trzeba — wtedy już nie „zasługuje się”, a służy miłości służbą, która jest honorem i najwyższym dostojeństwem człowieka. Służy z miłości i dobrowolnie, bo tak chce! Bo wybrał swoją drogę ku Dobru i każdy krok na niej jest krokiem wojownika, co walczy, a nie kupczyka sprzedającego swoje usługi. Czyż Bóg kupuje to, co dał od dawna z miłości?

Chrystus zawarł z nami „braterstwo krwi”

2223 IV 1973 r. Wielkanoc. Mówi ojciec Ludwik.
Dopuszczeni zostaliśmy do życia w szczęściu, do współuczestniczenia w szczęściu współżycia Trójcy Świętej — w Jezusie, gdyż tylko poprzez braterstwo z Nim staje się dla nas możliwe istnienie w królestwie Bożym. Zostaliśmy ochrzczeni Jego Krwią i ona pieczętuje to braterstwo. Na każdym z nas w momencie chrztu świętego spoczywa piętno Krwi Chrystusowej.
(…)
Jednak wyłącznie my sami możemy wyrazić zgodę na przyjęcie nas do Wspólnoty Jezusowej lub odrzucić Jego Ofiarę, ponieważ w życiu duchowym nie istnieje mechaniczność. Każdy byt duchowy kieruje się wolą opartą na rozeznaniu w świetle sumienia, wedle miłości, którą się kieruje. Dlatego nie ma sprzeczności pomiędzy odkupieniem nas przez Niego, a naszą wolą przyjęcia tego daru lub odrzucenia go.
To ostatnie dla bytów duchowych poza granicą śmierci fizycznej staje się takim stanem cierpienia, które Kościół nazywa piekłem; stanem, a nie miejscem. Odrzucając bowiem Ofiarę Boga gardzimy Jego nieskończonym miłosierdziem i zrywamy przymierze przez Chrystusa nawiązane na nowo.
Bez Niego uczestniczyć w chwale Bożej nie jesteśmy zdolni, dlatego że to On za nas poręcza i On uzupełnia nasze braki z własnej pełni, a przechodząc do Jego królestwa zaczynamy istnieć w Nim — jak gałęzie zaszczepione na drzewie, bez tego niezdolne do życia, uschnięte. W Nim jest miłość, która jest energią, życiem bytów duchowych, jak sok jest życiem drzewa, które darzy nim najdalsze nawet gałązki i liście, ale o ile nie są złamane. Tu „złamać”, zerwać ten obieg miłości możemy tylko my sami; Bóg — nie (tak jak drzewo nigdy nie okaleczy się samo). Drzewo — Chrystus Mistyczny w swojej chwale — pragnie rozrastać się „liśćmi”, darząc je szczęściem.

O Zmartwychwstaniu Pana Jezusa (2)

Widzisz, w planach Bożych konieczna była śmierć Zbawiciela i Jego zmartwychwstanie. Gdyby nie było śmierci, nie byłoby triumfu nad nią. Bóg ukazał ludzkości, że śmierć jest złudzeniem — a za nią stoi żywot wieczny, pełniejszy, radośniejszy, wolny, a przeznaczony synom Bożym, którymi jesteśmy. Jezus swoim przykładem odsłonił nam tę niesłychaną prawdę, dając kierunek i drogę, otwierając też jednocześnie bramę żywota i przyzywając nas ku sobie. Takie było Jego posłannictwo synowskie — wypełnione do końca. Jedynym motywem takiego działania może być miłość! I jeżeli zechcecie spojrzeć na dzieje ziemskie Jezusa z tego punktu widzenia, odsłoni się wam prawda. W tym przypadku warto zadać sobie odwieczne ludzkie pytania: „Po co?”, „Dlaczego?” Odpowiedź jest zawsze ta sama: „Z miłości do nas!”
Widzisz, dla człowieka miłość bezinteresowna jest zrozumiała jedynie teoretycznie, gdyż w sobie jej nie mamy i mieć nie możemy: nie jest przynależna naturze ludzkiej. Jest naturą Boga!
Jednak odkąd Bóg podzielił z nami naturę ludzką, stało się możliwym dla nas wziąć udział w Jego naturze Boskiej. Ponieważ Bóg istnieje poza czasem, w wieczności, Jego życie ziemskie trwa nadal, w nas. Jezus Chrystus udziela się nam przenikając i obejmując swoją naturą Boską każdego z nas według jego pragnienia współżycia z Bogiem, tak że nie mając w sobie miłości, możemy nią żyć czerpiąc z nieskończoności natury Boskiej. Jest to współżycie z Bogiem, polegające na zezwalaniu, aby pustka naszej natury wypełniała się energią miłości Chrystusa Pana. Czyniąc w sobie miejsce na działanie Boże, zastępujesz powoli to, co w tobie marne, przemijające i niedoskonałe, udzielaną ci przez Jezusa Chrystusa Jego miłością, Jego wolą, Jego działaniem — czynieniem dobra. Taka jest droga prawidłowego rozwoju wewnętrznego — przeobrażanie się wewnętrzne, powolne i żmudne wymienianie tego, co przynależne ziemi, na to, co przynależy duchowi. (…)

Trzeba pragnąć zrozumieć swoją ludzką naturę i naturę duchową Boga, gdyż Jego dziećmi jesteśmy, z Niego powstaliśmy i do Niego wracamy w bólu i tęsknocie. A przecież nasz powrót może być radosny, szczęśliwy i szybki, prawda?

O Zmartwychwstaniu Pana Jezusa

5 III 1972 r. Mówi ojciec Ludwik.                     
— Chcę z tobą porozmawiać o Zmartwychwstaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa, bo chcę ci pomóc. Trudno ci zrozumieć sam fakt z-martwych-powstania, a przecież wydarzył się on tylko jeden raz w historii ludzkości. Chrystus wskrzeszał (ludzi), wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny też jest Jego działaniem, ale tylko On jeden sam wstał z martwych, ponieważ tylko On był (i jest) Bogiem-człowiekiem; Twórcą, a nie stworzeniem podlegającym prawom materii; Prawodawcą, a nie przedmiotem działania prawa.
Tak jak życiem udowodnił, że Bóg nas kocha bezgranicznie, tak śmiercią, a potem pokonaniem jej dowiódł, że jest Bogiem sam: prawdziwym Synem, a nie współwładcą swojej części królestwa; Tym, któremu ziemia i niebo służą; który mógł wszystko uczynić lub nie uczynić nic dla człowieka, a wybrał współuczestnictwo w losie człowieczym i wypełnił je aż do dna, aby przekonać nas o swej miłości.

Zmartwychwstanie jest działaniem Boga, nie człowieka. Chrystus przemieniony, to już Bóg: zachowujący ciało ludzkie, przemienione, przenikające przez zamknięte drzwi, a więc zupełnie odmienne od naszego, nie podlegające prawom materii, a przecież zachowujące ślady męki; Bóg-Człowiek nadal jest nieskończenie kochający, cierpliwy, wyrozumiale pozwalający na badanie swoich ran, jedzący i pijący wraz z ludźmi, ale już zwycięski, nie podległy śmierci, cierpieniu i wszelkiej nędzy człowieczej.

NIECH BĘDZIE POCHWALONY JEZUS CHRYSTUS (5)

(Przypominam, że mówi to Ojciec Ludwik, będący już po tamtej stronie życia)
W naszym świecie rozwój ludzki trwa nadal, tyle że zawsze od etapu przerwanego śmiercią ciała. Bardzo często etapem tym jest tylko opowiedzenie się za jakimś dobrem, a to dopiero początek. Ponieważ ludzkość jest „żywa”, więc rośnie i dojrzewa w swoim duchowym istnieniu. Jednak królestwo Boże otwarte jest dla tych, co „mają skrzydła”, co je zdążyli wykształcić. Reszta rozwija się, ale inaczej niż na ziemi: przez tęsknotę za pełnią i zrozumienie swojej niedoskonałości. Kościół nazywa ten stan czyśćcem. W obrębie Kościoła powszechnego jest to Kościół cierpiący i chyba to określenie oddaje istotę stanu głodu i pragnienia Boga.
Poza obrębem Kościoła powszechnego ludzkości istnieje nieskończona ilość bytów, ale nie będę ci o nich mówił. Są różne. Ludzkość ma własną drogę rozwojową; można z niej się wyłamać, nie chcieć jej, odrzucić — ale to już nie są nasi bracia na wieczność.

Niech będzie Pan pochwalony!

NIECH BĘDZIE POCHWALONY JEZUS CHRYSTUS (4)

Przecież, gdy chcemy, przez nasze ręce działa Bóg. Możemy rozdawać: dobro — nie nasze, miłość — nie naszą, pomoc — nie naszą. Wszystko możemy odmieniać, ulepszać, naprawiać — przede wszystkim siebie, później pomagać w tym innym. Przez nas może Bóg budować swoje królestwo na ziemi, a więc naszą pracą przyczynić się możemy do dojrzewania świadomości naszych braci. Kiedy oddajemy nasze życie w Jego ręce, stajemy się przyjaciółmi Bożymi, a wymiana miłości zaczyna w nas tworzyć nowego człowieka, gotowego do współżycia z Bogiem w Jego królestwie.

I to wszystko możemy zmarnować i przekreślić. Rozwój wewnętrzny człowieka na ogół dopiero kiełkuje na ziemi; później trwa w nieskończoności, ale od stopnia dojrzałości duchowej w momencie śmierci zależy jego późniejsza szczęśliwość. Sama śmierć jest tajemnicą Boga, jest tylko pewne, że dla szczęścia człowieka On wybierze czas najodpowiedniejszy z możliwych. (…)

NIECH BĘDZIE POCHWALONY JEZUS CHRYSTUS (3)

Powiedziałem, że dla Boga nie jest ważne, kiedy człowiek się ku Niemu otworzy; ważne jest to tylko dla człowieka. Robotnicy ostatniej godziny i „dobry łotr” na krzyżu świadczą o stosunku Boga do człowieka. Bóg chce darzyć, gdyż Miłość kocha, i nic innego nie czyni i czynić nie chce. Istotą Miłości jest udzielanie się wszystkiemu, co jest jej spragnione. Ale to „coś” z tak niesłychaną wielkodusznością, zaufaniem i wspaniałomyślnością obdarowane wolną wolą po to, aby mogło samo iść, szukać, dochodzić i znaleźć — człowiek, musi sam siebie poznać, stać się ze stworzenia współtwórcą swoim, aby stać się partnerem Boga. Godność człowieka jest w istocie dowodem wielkości Boga.
Dlatego w każdej sekundzie swojego życia człowiek może stać się gotów do podjęcia swojego, przeznaczonego mu dziedzictwa, i wówczas Bóg ze swego miłosierdzia uzupełnia jego braki, choćby to było całe życie braków, a tylko ostatnia sekunda — przejrzeniem. Dla Boga nie czyni to różnicy, natomiast dla człowieka różnica jest ogromna, gdyż godność ludzka wymaga, aby za miłość oddać miłość. Wymiana miłości dostępna była człowiekowi zawsze, ale świadomość, że jej nie dał, gdy mógł, że nie zrozumiał, nie poznał, zmarnował wszystkie okazje i wszystkie dary, a przede wszystkim, że już stracił możliwość wykazania, udowodnienia, że chce współpracować z Bogiem — ta świadomość pozostaje. Wzrasta zrozumienie, a z nim pojmowanie swoich zmarnowanych możliwości bycia współpracownikiem Boga.